Klubowa muzyka na świeżym powietrzu od zawsze przyciągała rzeszę miłośników szybszego brzmienia. Nie inaczej było w ubiegły weekend podczas osiemnastej edycji kultowego Sunrise Festival. Impreza powróciła do Kołobrzegu po 2-letniej przerwie spowodowanej obostrzeniami i lockdownem i było niemal pewnym, że uczestnicy przyjadą z ogromnym apetytem na dobrą muzykę.
Według danych organizatora w każdy z trzech dni festiwalu na parkietach gościło niemal 30 tysięcy ludzi i łącznie ponad 100 artystów!. Taka liczba robi prawdziwe wrażenie i jednocześnie jest ogromnym wyzwaniem logistycznym dla organizatora. Czy w tym roku udało się sprostać i poprawić błędy z lat ubiegłych? Prawdopodobnie nie do końca.
Do zmiany
Problemy zaczynają się już przy wjeździe na teren festiwalu. O ile drogi dojazdowe oznaczone były bardzo dobrze, o tyle przepustowość wąskiej drogi dojazdowej w Podczelu utworzyła gigantyczny korek. Absolutny brak informacji ze strony obsługi dodatkowo stresował uczestników chcących dostać się w sobotę na festiwal. Obsługa parkingu wpuszczała lub nakazywała zawracać losowe pojazdy tworząc tym samym jeszcze większy chaos. Zaparkowanie samochodu graniczyło zatem z cudem a obsługa parkingu nie została w żaden sposób poinformowana jak radzić sobie w tej sytuacji. Dodatkowo cena zaparkowania była tożsama z całodniowym postojem w centrum Warszawy, co na pewno zaskoczyło niejednego uczestnika Sunrise Festiwal. Kolejnym grzechem organizatora jest dezinformacja w punkcie informacyjnym. Totalny chaos panował zarówno w piątek wieczorem jak i w sobotę. Niestety SDJL nie otrzymało wygenerowanej akredytacji w piątek wieczorem, choć w sztabie informacyjnym było wiele osób z ramienia organizatora, zatem trudno cokolwiek powiedzieć o pierwszym dniu imprezy…
Krzysztof Bartyzel (DJ Kris) organizator i pomysłodawca Sunrise Festival na 2 tygodnie przed wydarzeniem zapewniał również, że problemy sanitarne są już przeszłością i edycja w 2022 będzie pod tym względem zupełnie inna. Rzeczywistość pokazała, że ilość uczestników mocno przewyższała możliwości sanitariatów. Brakowało wody a kolejki do toalet ciągnęły się metrami. Podobnie było z punktami gastronomicznymi, w których aby kupić wodę należało spędzić w kolejce 60-90 minut, co na muzycznym festiwalu może być utratą całego występu jednego artysty. Można powiedzieć, że pogoda w weekend dopisała i 16 stopni uratowało wiele osób przed utratą przytomności z odwodnienia…
Scenicznie imponuje
Zapomnijmy na chwilę o potrzebach uczestników i wskażmy niewątpliwe plusy wydarzenia, jakim jest Sunrise Festival. Można śmiało powiedzieć, że scenografia była piękna. Każda scena na swój sposób urzekała. Scena White oraz Silver nawiązywały do dawnych edycji festiwalu Tomorrowland, z kolei Blue oraz Red to gigantyczne telewizory LED wyświetlające genialne wizualizacje. Scena Black to czysty underground i idealny klimat dla muzyki techno. Zbudowanie tak zaawansowanej scenerii wymagać musiało pracy setek ludzi. To zupełnie nowy poziom organizacji wydarzeń. Lotnisko w Podczelu zmieniło się na miasteczko Sunrise, które z resztą można było odwiedzić wchodząc do Sun City.
W ciągu kilku nocy można było usłyszeć takich artystów jak Faithless, Paul van Dyk, Mercer, Oliver Heldens, Carl Cox, David Guetta, Giuseppe Ottaviani, Brennan Heart, Dubfire, Martin Solveig, Fatboy Slim, Nicky Romero, Modestep, ATB czy oraz wielu, wielu innych. Na scenie Blue zagrał także członek SDJL – Matt Bukovski, który rozkręcił parkiet w tempie 140 uderzeń na minutę!
Trudno przypomnieć sobie polski festiwal, który mógłby pochwalić się tak świetnym lineupem. Mówi się, że trudno zadowolić wszystkich. W tym wypadku chyba się udało. Trance, House, Techno, Hardstyle i nieco bardziej znane przeboje ze sceny klubowej. Wszystko w jednym miejscu. Niewielki niedosyt w tym miejscu może powodować nagłośnienie, które nie pokazało swoich możliwości. Być może to uwarunkowania techniczne obecności kilku scen w niewielkim sąsiedztwie lub ograniczenie ridera do niezbędnego minimum. Kolejna sprawa to zmarnowany potencjał wyświetlaczy LED, które mogły transmitować sylwetkę aktualnie występującego artysty. W przypadku sceny Red miało to kluczowe znaczenie, bo ze 100 metrów nie było szans na rozpoznanie aktualnie miksującego DJ’a.
Do zobaczenia za rok
Przez ponad trzy dni Sunrise Festival można było być świadkiem świetnych występów, gorących uśmiechów i atmosfery, której trudno szukać na innych festiwalach. Jest po prostu zupełnie inaczej. Przez kilka dni to miejsce staje się domem dla tysięcy uczestników, którzy bawią się i nocują w jednym miejscu. To klubowy maraton, który wyciska z uczestników siódme poty na parkiecie. Tegoroczny Sunrise pokazał jak bardzo tęskniliśmy za imprezami na taką skalę. To pokazuje również, że klubowa muzyka przeżywa swój renesans i wcale nie została schowana w dolnej szufladzie zapomnienia, ale czy wszyscy są gotowi na klubowe uniesienia w takim wydaniu? Organizatorzy wyciągają wnioski po tegorocznej edycji i pozostaje mieć nadzieje, że wszystkie niedociągnięcia o których głośno dziś mówią uczestnicy w social mediach zostaną poprawione!
Sunrise Festival z pewnością jest imprezą, którą trzeba odwiedzić, ale warto przy tym mieć porównanie do wydarzeń za granicą, aby właściwie ocenić poziom organizacji tak dużego wydarzenia. Kolejny Sunrise za rok. Trzymamy kciuki, aby tym razem wszystko zostało dopięte na ostatni guzik a o imprezie zrobiło się głośno nie tylko w Polsce ale i na świecie.
Janusz Mocarski
fot. Janusz Mocarski