A przynajmniej nie jest to proste.
Na nowojorskim Brooklynie, w miejscu zamkniętego po niedawnym pożarze legendarnego już Bossa Nova Civic Club, pojawił się nowy klub nocny Paragon. Nie można jednak przyjść do niego ot tak – wpierw trzeba wypełnić formularz na stronie internetowej klubu, podając swoje dane i adres e-mail. Lecz nawet i to nie gwarantuje wejścia.
Jak można przeczytać na stronie klubu, wypełnienie formularza nie gwarantuje otrzymania wejściówki. Dodatkowo klub bardzo precyzyjnie przedstawia tam swoją politykę: „Absolutely no racism, no sexism, no homophobia, no transphobia, no violence”. Nie wyjaśnia jednak jakie kryteria trzeba spełnić, by zaproszenie otrzymać.
Paragon nie jest pierwszym klubem, do którego wstęp mają tylko członkowie, wspomnijmy tylko The Ivy w Londynie, CORE na Manhattanie, czy Silencio w Paryżu. By móc uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez tego typu miejsca należy wpierw zostać ich członkiem – do czego konieczne jest poręczenie przez co najmniej jednego innego członka klubu, przejście skomplikowanego procesu „rekrutacyjnego” i często uiszczanie niemałej rocznej opłaty członkowskiej. Są to jednak tzw. social clubs, czyli miejsca, gdzie spędza się popołudnia czy weekendy. Jednak chyba po raz pierwszy mamy do czynienia z klubem nocnym, gdzie grają didżeje i do którego przychodzi się potańczyć, który wprowadził taką ścisłą politykę selekcyjną.
Ciekawy jestem, jak potoczyłyby się losy takiego klubu w Polsce.
Jeden komentarz
Internet połączył ludzi najdalej mieszkających, izolując najbliższych.
Ta wirtualna integracja spowodowała również totalne pomieszanie ludzi o różnych zainteresowaniach, przynależności, o różnym poziomie społecznym itd.
W takim tyglu wszystkiego i wszystkich, przychodzi czas, kiedy człowiek zaczyna szukać „swoich”. Przebywać z nimi i czuć się swobodnie. Cenić relacje w obrębie grupy. Bez ciśnienia czy zażenowania.
Zaczyna szukać wartości. Jakości a nie ilości. Konkretnych osób a nie lajków z profilu, który nie istnieje.
Konkretnych osób, na które można liczyć i które pomogą „w razie czego”.
Dlatego też, moim zdaniem, zaczynamy szukać miejsc, w których spotkamy ludzi podobnych do nas. „Stada”, które da poczucie siły. Grupy, która ma podobne poglądy i pomysły na życie. Szczególnie w tych czasach.